Idealny zapach to taki, który nawet w najpodlejszy dzień potrafi wywołać uśmiech na twarzy. To zapach, który dodaje odwagi do mówienia i robienia rzeczy, na które jest się zbyt nieśmiałym. To zapach, który sprawia, że czujesz się bezpiecznie, a zarazem przebojowo i na pewno zyskujesz na pewności siebie.
Insolence Eau de Toilette to jeden z moich ideałów. Moja historia z tą kompozycją sięga czasów wczesnolicealnych, kiedy to stojąc w kolejce do kasy poczułam ten zapach na kobiecie stojącej przede mną. Zamiast zapytać od razu, co ma na sobie, ja przeszłam za nią pół miasta, aż w końcu wyrwana z hipnozy zapytałam, na co ona wyciągnęła z torebki mały flakon Insolence. Jakiś czas później z ciasnego budżetu licealistki wyłuskałam trochę pieniędzy i na Allegro kupiłam swoją
30stkę z ubytkiem. Zakochałam się bez pamięci, ale niestety flakonik dobił dna, a ja na kilka lat byłam pozbawiona ogromnej przyjemności używania tego cuda. Koniec końców tak długo marudziłam o Insolence, aż poirytowana Żona zakupiła mi 50tkę.
W żadnych moich perfumach nie zobaczycie takiego ubytku w takim czasie. Ciężko mi słowami opisać jak euforyczny jest dla mnie ten zapach. Insolence to kompozycja z trzymającą za mordę dominującą nutą fiołka. Ten niepozorny kwiat jest tu królową i reszta składników gra pod jej dyktando. Na drugim planie jest irys i malina, które w połączeniu ze wcześniej wspomnianym fiołkiem sprawiają, że Insolence jest nie tylko wonią dość zimną i wyrafinowaną, ale także owocową i pudrową. Całkiem dziwne połączenie i dla wielu niezrozumiałe, ale dla mnie absolutnie boskie.
Ktokolwiek chce w ciemno iść do perfumerii i spryskać się tym zapachem, musi wiedzieć, że Insolence to żyleta, nie jakieś kwiatki-sratki. Głośna, bezkompromisowa i mocna żyleta, wyczuwalna długo przed przyjściem osoby noszącej i jeszcze dłużej po jej wyjściu. Insolence kocha zaznaczać swoją obecność na pościeli, fotelach i ubraniach obcych ludzi, także odradzam te perfumy mężczyznom myślącym o prezencie dla swoich kochanek. Trwałość tej mikstury to swoją drogą inna historia, bo to jedna z tych, które w skórę się wżerają, a na ciuchach zostają nawet po praniu.
A jaka jest wersja EDP? O dziwo, grzeczniejsza. Kompozycja traci malinę, więc skojarzenia z Mambą opuszczają towarzystwo. Eau de Parfum nie jest już tak wściekłe i wszędobylskie. Nadal jest mocne i ma szkielet pierwowzoru, choć w przeciwieństwie do niego jest wyciszone. Są też głosy, które mowią, że perfumowana wersja ma więcej klasy i szlachetności, ale ja nadal jestem w teamie EDT, bo mnie ten rodzaj szaleństwa po prostu kupił.
Ciekawy efekt można uzyskać aplikując EDT na uprzednio znoszone EDP. Zapach zyskuje wtedy drugie dno i staje się jeszcze głębszy. Niestety, nie robię tego często, bo na stole mogłyby wylądować papiery rozwodowe.
I obiecałam sobie, że jeśli kiedyś Guerlain wycofa (tfu!) EDT z produkcji, to wezmę szybką pożyczkę na co najmniej £500 i wykupię tyle flaszek, ile zdołam. Bo ten zapach jest po prostu jedyny w swoim rodzaju i chcę go mieć, dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Digga.
To jak tak mam z klasycznym Beautiful Estee Lauder ;p Nosiłam kilka lat na okrągło, był moim signature.
OdpowiedzUsuńNie znam wersji EDT, ale to nadrobię. Posiadam natomiast EDP i jestem bardzo, bardzo zadowolona, bo na ogół większość perfum na mojej suchej skórze trzyma się niezbyt długo, ale jeszcze żaden Guerlain w tej kwestii mnie nie zawiódł. EDP to perfumy szlachetne i eleganckie, to prawda. Po upływie 1,5h zmieniają się w słodycz wanilii i tonki, które wyczuwam najbardziej, a fiołek się uspokaja. Rozwijają się jak klasyczne francuskie perfumy i trwają i trwają. Także na pościeli i ubraniach ;)
Należę do grupy fiołkomaniaków i to jeden z moich ulubionych składników w perfumach. Muszę koniecznie zapoznać się z wersją EDT! :) Podzielam Twój zachwyt :)
Ewelina
Oj, jeśli lubisz fiołki i EDP, to EDT ma wszelkie prawo zawładnąć Twoim światem ;) Daj koniecznie znać, jak poszły testy.
UsuńPrzekonałaś mnie do ponownych testów! Raz się żyje :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory nie mogłam ich znieść, takie wściekłe mi się wydają, szczególnie EDT.
Dzięki za inspirację :)
Cała przyjemność po mojej stronie :-) Wściekłe to bardzo dobre słowo, ale gust też ewoluuje ;)
UsuńKocham My Insolence, bo jest trochę bardziej "na smyczy" ;) Czuję, że mam nad nią jakąś kontrolę, bo Insolence edt i edp w ogóle mnie nie słuchają. Ale może i to się zmieni? Jestem oddanym Guerlainofilem i wszystko przede mną :)
UsuńMuszę się zaopatrzyć w My Insolence. Znasz moje uczucia w kwestii kolekcjonowania rodzinek :-)
UsuńJak dobrze nie być Guerlainoholikiem samemu <3
Hej hej!
OdpowiedzUsuńPamiętam, że czytałam kiedyś Twojego poprzedniego bloga o perfumach, to było kupę czasu temu!
Internety są jednak małe ;)
Cieszę się, że nadal coś skrobiesz na ten temat. Pamiętam swoje początki perfumomaniactwa i kiedyś właśnie przez przypadek trafiłam na Twojego bloga szukając opinii na temat jakichś konkretnych perfum (już nie pamiętam dokładnie jakich). A potem nagle blog zniknął z czeluści googla.
Zgłaszam się jako regularny czytelnik! :D
Co do Insolence to przeżyłam krótki romans z tym zapachem i w zasadzie mi się podobał, pamiętam, że wywarł na mnie wrażenie dosyć ciepłego, pomimo mojej opinii o fiołkach - które ochładzają zapachy i dodają metalicznej nuty. Niestety użyłam go któregoś ciepłego czerwcowego wieczoru podczas wyjścia z moją koleżanką, która stwierdziła, że ten zapach do mnie nie pasuje. I w sumie się z nią zgadzam. Doceniam kunszt, jednak sama nie potrafiłam nosić, nie czułam się sobą do końca.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne recenzje! :)
Karolina
Witaj, Karolino. Nawet nie wiesz jak miło mi czytać te słowa :) Czuj się jak u siebie!
UsuńFakt, Insolence to dość trudny zapach. Nie do każdego pasuje ;)