piątek, 11 marca 2016

Dior, Poison Girl.

Pamiętacie jak przy okazji recenzji Sauvage wyraziłam swoje obawy związane z kierunkiem, w którym podąża Dior? Wygląda na to, że wymarzony etat wróżki w Ezo TV jednak na mnie czeka, bo kolejne dzieło spod szyldu francuskiej marki zdaje się być potwierdzeniem moich przypuszczeń. 

Zupełnie nie wiem dlaczego, ale w Polsce Poison Girl pojawił się znacznie wcześniej, niż w UK. Ba, u nas na dobrą sprawę nie miał jeszcze premiery, co bardzo mnie dziwi, ale udało mi się dostać materiał do testów, więc...



Więc porażka, mili Państwo. Sauvage przy tym pulpecie to wyżyny sztuki perfumiarskiej. Wstyd i hańba nazywać to w ogóle Poisonem - bo Poison wielkim zapachem jest, a różowa landrynka jest jakieś kilkanaście półek niżej. Przez pierwsze 30-40 minut po aplikacji mam wrażenie, że ma mojej skórze jest nie Dior, a Britney Spears Fantasy, czy któryś tam z jego klonów. Jest słodko do porzygu, strąki plastikowej wanilii zalewają nos niczym piłki w basenie dla dzieci. Ktoś gdzieś starał się przemycić też do kompozycji migdały, które jednak nie migdalą się radośnie, a bardziej przypominają tłusty olejek do ciasta. Dość szybko na skórze tworzy się zakurzona pulpa, w której najbardziej wyczuwalną  nutą jest plastik made in China. 



Sensacje waniliowe nieco gasną i na scenę wchodzi bób tonka, kulawy i słaby jak reszta towarzystwa. Wydaje mi się, że Demachy próbował z Poison Girl stworzyć taką ogólnodostępną, masową wersję Feve Delicieuse, ale o ile geniusz Feve jest niepodważalny, składniki wysokogatunkowe, a jakość bardzo wysoka, o tyle Poison Girl to resztki składników z laboratorium, kurz w zlewkach i śmiech na sali. 

Widzę w premierze Diora desperację. Lancome ma swoje La Vie Est Belle, Armani ma Si, YSL ma Black Opium, a Viktor & Rolf Flowerbomba. Każdy ma swojego sztandarowego bestsellera w cukierkowo słodkim klimacie, więc będąc mocno do tyłu, Demachy sklecił coś na szybko i niedbale. I dlatego smutne jest dla mnie to, że Dior swoimi nowymi miernotami nawiązuje nazwą do klasyków, podczas gdy jedyną linią dla Sauvage i Poison Girl mogłoby być Cheap by Dior



W ramach poprzedniego nawiązania do Britney Spears Fantasy - 100 ml tego zapachu kosztuje średnio £20. Sto mimilitrów  Poison Girl będzie kosztować niecałe £100. Britney ani pod względem trwałości, ani jakości nowemu Diorowi nie ustępuje. 

Decyzję pozostawiam do rozpatrzenia indywidualnie.

Digga.

12 komentarzy:

  1. Nie znam Britney Spears Fantasy ale... Poison Girl powąchałam i wiedziałam, że coś mi przypomina. Pogrzebałam w swoim małym zapasiku i znalazłam - Jessica Simpson - FANCY!
    może nuty głowy są nieco inne ale serca i bazy to już dla mnie niemal identyczne zapachy

    OdpowiedzUsuń
  2. Testowałam Poison Girl i powiem tak: jest to słodycz będąca mieszanką słodyczy pochodzącej z Black Opium i In Control Curious Britney Spears (tak, jednak Britney!). Te perfumy to porażka i jakoś nie wróżę im kariery na miarę LVEB czy Black Opium - pachną zbyt ''tanio''.

    Poison Girl jest dokładnie taki jak piszesz - chemiczny, syntetyczny, przykurzony i już z kilkaset podobnych perfum wcześniej się ukazało. Najgorsze, że jest zrobiony z tanich syntetyków, a cena jest wysoka - to oszukiwanie klienta. Dla mnie te perfumy to gniot i mam wrażenie, że zostaną zapomniane.

    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam nadzieję, że machina promocyjna ruszyła. Zobaczymy, czy ludzie się nabiorą.

      Usuń
  3. Parę dni temu w końcu stawiłam czoła znienawidzonemu Poison Girl i w sumie nie wywołał on we mnie jakichś skrajnych emocji. Zdążyłam się nabulwersować wcześniej, kiedy w sieci pojawiły się zdjęcia reklamowe. To smutne po prostu, cały ten marketing, kampania reklamowa i bezczelne żerowanie na sukcesie takiego wielkiego klasyka jak Poison.
    Sam zapach jest plastikowy, słodki do porzygu z masą syntetycznych i sztucznych niuansów, ot tyle. Ale będzie się sprzedawał, młode dziewczęta z bogatych domów zapewne zapragną być bardziej glamour i takie Poison, że pewnie niejedna zakupi flakonik z kieszonkowego.
    Szkoda, że taka wielka marka jak Dior stawia już teraz tylko na zysk i gdzieś po drodze zgubiła swoją filozofię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo o Diorze mówię od dosyć dawna. Gdzieś się straciła stara filozofia i kunszt...

      Usuń
  4. Mam próbkę, czuję waniliowy szampon (wanilia+mydlinki). Nie jest to odstręczający zapach, nawet przyjemny, ale taki, obok którego przechodzi się obojętnie i szybko zapomina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba jednak pamiętać, że poprzeczka idzie wyżej, kiedy chodzi o Diora ;)

      Usuń
  5. Mnie na poczatku wkurzyla nazwa i ta cała otoczka, potem mi przeszlo. Testowałam, bo lubię migdały. Oczywiste jest, że z klasycznym Poisonem nie ma nic wspólnego. Za to wiele z Black Opium, które nie wzbudzało tyle niesmaku.
    Nadal za to nie rozumiem czemu Dior to zrobił, czemu to jest różowe i słodkie i czemu ma to służyć? Czy młode dziewczyny sięgną po to z jakiś pobudek sentymentalnych, bo mama kiedyś używała Poisona? Czy po prostu dlatego, że słodkie jest w modzie i w końcu Dior otworzył się na młoda klientelę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, że młoa klientela znalazłaby już teraz w Diorze sporo dobrego dla siebie, niepotrzebne były zagrywki z Girl ;)

      Usuń
  6. Cheap by Dior :D Hehehehe, leżę!
    Dalej nie testowałam globalnie. Otwarcie to paskuda, ale po jakimś czasie pachnie przyjemnie... Cudów się nie spodziewam, ale muszę się przyjrzeć im w końcu z bliska, a potem.. move on :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mojej koleżance faktycznie pachniał nie najgorzej po jakimś czasie, na mojej skórze katastrofa od początku do końca. Szkoda.

      Usuń