sobota, 13 lutego 2016

YSL, Black Opium Nuit Blanche

Odcinanie kuponów to chleb powszedni rynku perfumeryjnego. Kiedy tylko marka zwęszy potencjalny sukces nowego zapachu, w przygotowaniu jest już pięć kolejnych edycji, które mają mają na celu jak najefektywniej wydoić klientów. Stąd też na półkach masowych perfumerii zawsze można spotkać popularne zapachy w wersjach eau fraiche, nuit, absolu, sheer... Wiecie, o czym mówię. 

W kwestii flankerów moje zdanie nie jest jednoznaczne. Z jednej strony nie jestem temu przeciwna, sama mam w sobie smykałkę do kolekcjonowania i moje ulubione zapachy lubię mieć w kilku wersjach (via Alien). Inną sprawą jest zaś, że czasem flankery nie dość, że są marne, to jeszcze wzbudzają dezorientację wśród mniej wprawionych miłośników sztuki perfumeryjnej. 

Firma YSL postanowiła pójść o jeszcze jeden krok dalej i zrobić flanker flankera. Wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy światło dzienne ujarzało Black Opium EDP. Hipsterzy perfumiarstwa byli bardzo oburzeni, bo ktoś im zbeszcześcił ich ikoniczne Opium. Trzeba przyznać, że ze strony YSL było to dosyć słabe zagranie, bo choć sam zapach jest naprawdę udany, to odcinanie kuponów od marki wyrobionej przez klasyczne Opium i kompozycja, która nie ma z nim absolutnie nic wspólnego faktycznie ma prawo wzbudzić niesmak. 

Od chwili wydania Black Opium do dzisiaj na rynek wyszły już dwa flankery Black Opium - Eau de Toilette z 2015 roku, oraz Niut Blanche z tego. I to na tym drugim dzisiaj się skupię, bo dosłownie kilka dni przed premierą w UK dostałam od dobrego kolegi z L'Oreal swój flakon w ramach spóźnionego prezentu urodzinowego.



Powiem szczerze, oszałamiających różnić między nim, a resztą czarnej ferajny nie widzę. Producent deklaruje, że w kompozycji użyto akordu ryżu. Cóż, nie jest to do końca możliwe w naturalny sposób, ale perfumiarze używają olejku z jaśminu, mleka + piżma, aby otrzymać zapach ryżu. I ma to sens, bo w Nuit Blanche czuć leniwe, mleczne niuanse, które sprawiają, że zapach jest miękki, ładnie układa się na skórze i będzie dobrym przyjacielem wszelkich miłych sweterków. 



Niestety, na rzecz tej mlecznej sensacji Nuit Blanche może nie stracił, ale na pewno przytępił swój kawowy pazur znany z wersji EDP. Zapach jest znacznie grzeczniejszy i słabszy niż jego poprzednicy, idzie w bardziej owocowe tony i bardzo szybko uspokaja się na skórze, trzymając się na bezpieczną odległość. Trwałość jest jednak zadowalająca, choć - raz jeszcze powtórzę - bliskoskórna.



Mnie, jako wielbicielce Black Opium nowa edycja się podoba, choć nie uważam tego za objawienie i absolutny must have, zwłaszcza, jeśli dysponujecie którąś z wcześniejszych wersji. Jak zawsze jednak polecam testy na własnej skórze, z ewentualną opinią bardzo proszę o podzielenie się ze mną.

Digga.

2 komentarze:

  1. Byłam prawie przekonana, że tylko ja nie hejtuję na Black Opium. :D Jest naprawdę udany!
    EDT już jest o wiele słabsze, ale wciąż fajne. Na Blanche czekam z cierepliwością, bo chcę powąchać tą leniwą mleczarnię :D
    Buziaki! :)
    PS: Jaki fajny kolega!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię Black Opium, bo to słodziak wyróżniający się jednak z całej parady słodkości... Uważam, że to naprawdę zapach z pazurem, chociaż mocno spopularyzowany, tak.

      Kolega jest najlepszy, wiem! :D

      Usuń