środa, 20 stycznia 2016

Odwyk od kupowania perfum - refleksje i plan.

Stała się wczoraj rzecz smutna. Dostałam w pracy dwa testery. Dodatkowo te, które sobie sama wybrałam. Tak, wiem, tragedia. Koniec świata. Smutne jednak okazało się to, że po przyjściu do domu nie miałam gdzie ich położyć, bo moje dwie szafki są absolutnie przepełnione. No okej, to dalej nie jest smutne, bo już za parę dni będziemy mieć zupełnie nową szafkę z Ikei, na której wszystkie flakony się pomieszczą, a nawet będzie miejsce na trzy razy tyle (pod warunkiem, że uda mi się ją skręcić, czego ze swoimi zdolnościami manualnymi nie jestem aż taka pewna). 

Pomyslałyśmy jednak ostatnio, że czas na odwyk. Nie dlatego, że liczbę 174 flakonów uważam za wystarczającą (nie idę w ilość, idę w jakość i rzeczy, których chcę), tylko po prostu czuję wewnętrzną chęć zrobienia sobie przerwy, żeby mocniej docenić to, co mam teraz i przemyśleć, w jakim kierunku ta kolekcja ma iść. Poza tym planujemy wyjazd do Polski w maju (a jeszcze tam od wylotu do UK nie byłam), więc nie dość, że będzie to doskonała okazja na upolowanie kilku flakonów, to jeszcze nazbieram ekstra fundusze na owe wydatki. Brzmi genialnie, prawda?

Kiedy ma się jednak nałóg, ciężko jest z czegoś ot tak zrezygnować. Trzeba więc wyznaczyć plan działania. I listę wyjatków, oczywiście. I zamierzam się tego bardzo silnie trzymać. Co zatem zamierzam zrobić, żeby do maja wytrzymać bez kolejnego zakupu? 

1. Odsubskrybowałam wszystkie newslettery z perfumerii. 

Profilatyczna, ale bardzo ważna rzecz. Żadnych bijących po oczach nagłówków, kuszenia 50% wyprzedażą, hurry up while stock lasts. Faktem jest, że doświadczenie w pracy z perfumami mam naprawdę duże na każdym szczeblu i od środka wiem, jak owe oferty wyglądają. Coś, co dzisiaj jest na ofercie będzie na niej za dwa miesiące również. Musisz po prostu przeczekać kolejne dwie zmiany planu sprzedażowego i dać tęgim umysłom w head office czas na wymyślenie "nowej" strategii. Jeśli coś ma być wycofane, wiem o tym, albo dowiem się w niedalekiej przyszłości, poza tym większość ofert sieciówek perfumeryjnych zwyczajnie do mnie nie trafia. A marki takie jak Guerlain, czy Chanel rzadko, albo prawie w ogóle są na niesamowitej promocji. 

2. Zamierzam omijać lokalne apteki. 

I o ile sieciówy mnie ni ziębią, ni grzeją, o tyle lokalne, zapyziałe pharmacies... Owszem. Nie myślcie, że jestem głupia, nigdy Wam nie powiem, gdzie zrobiłam transakcje życia na wycofanych perfumach. Nie zdradzam swoich miejsc. Ale żeruję na niewiedzy osób, który owe biznesy prowadzą. W Londynie mnóstwo jest małych, prywatnych aptek, które sprzedają perfumy. Czasami z tymi aptekami wiążą się nasze całodniowe eskapady, bo znaleźć aptekę sprzedającą perfumy to nie problem, ale znaleźć taką, która sprzedaje ciekawe perfumy, to już wyższa szkoła jazdy. Mam swoje sprawdzone miejsca, z chęcią odkrywam nowe. Kupiłam w tych aptekach wiele wycofanych lata temu białych kruków za ułamek ceny. I takie miejsca są prawdziwą pułapką. 



Wyobraź sobie, że wchodzisz do brzydkiej apteki z antypatyczną panią snującą się niczym zjawa między ciasnymi, klaustrofobicznymi alejkami. Od razu chce ci się wyjsć, ale patrzysz na szklaną gablotę. A w szklanej gablocie Vivienne Westwood, Anglomania. Serce ci skacze do gardła, bo już tysiąc razy biłeś się z myślami, czy po prostu nie kupić tego zapachu za horrendalną sumę na eBayu, a tutaj ktoś podaje ci go na tacy w cenie £35. I tu jest właśnie problem, bo wish lista jest długa, a okazji nie brakuje. Więc zamierzam dzielnie odciąć się od okazji i nie wykonywać wycieczek do miejsc rozpusty. 

3. Pozwolę sobie na malutkie odstępstwa.

Mój odwyk zacznie się we wtorek wieczorem, po tym jak już kupię odłożony giftset do Jean Paul Gaultier Classique, który po świątecznej wyprzedaży schował się w szufladzie u mnie w pracy. Od tej pory ban na zakupy. Są jednak małę wyjątki. Na przykład u mojej Kobiety w pracy szykuje się tester sale, z którego wypatrzyła pełny tester do O de Lancome za skromny datek wrzucony do puszki na cele charytatywne. Sorry, jestem zołzą, ale nie pozbawię ludzi chorzych na Alzheimera ich leczenia. 

(głos z offu: zbieramy na dzieci w potrzebie)

Flakon La Petite Robe Noire, 100 ml, pięć funtów na tester sale.


No właśnie. Wewnętrzne okazje to kwestia tak nieobciążająca pieniężnie, że aż szkoda by było nie skorzystać. Ostatnio miałam okazję kupić pełny tester do Womanity za pięć funtów, ale potem sobie przypomniałam, że prędzej mi kaktus na czole wyrośnie, niż to dzieło zasili moją kolekcję. 

4. Najważniejsza jest motywacja. 

A moją motywacją jest właśnie wyjazd do Polski. Zamierzam porządnie zaszaleć tam zakupowo, nie tylko, żeby zrekompensować sobie ból przebywania w tym kraju. Faktem jest, że wiele rzeczy jest w Polsce, a nie ma ich tutaj (tak, to prawda), a wiele też jest dużo tańszych, niż w UK. W kwestii perfumeryjnej jest trochę niszy, która jest naprawdę dużo tańsza. Więc niekupowanie perfum przez kilka miesięcy pozwoli mi odłożyć większą sumę na wyjazd. Ale na urlopie będzie keine grenzen, jak to pewien wybitny artysta o włosach w kolorze dojrzałej truskawki niegdyś śpiewał. 

Inną sprawą jest, że jesteśmy w trakcie powolnej reorganizacji naszego małego mieszkania, żeby było w nim więcej miejsca. I odwyk zakupowy może w tym naprawdę pomóc. Chcę w końcu mieć porządną szafkę, żeby należycie wyeksponować wszystkie perfumy bez konieczności usuwania z nich kurzu co tydzień. Nawet już taką znalazłyśmy, a było to naprawdę trudne.




Wprawdzie chciałam taką bez szklanych drzwi, ale ostatecznie wybór padł na tę. Jest naprawdę duża i pomieści więcej, niż tylko flakony. Nie mogę się doczekać, aż będę kurwić jak stary menel przy nieudolnych próbach jej poskładania. 

5. Inspiruję się ludźmi z tym samym problemem.

Naprawdę, odwyk Edpholiczki był dla mnie bardzo inspirujący. Dał mi szansę przemyśleć, że szalony zakupoholizm można czasem naprawdę powstrzymać. Nie dla wyższej idei (nie utożsamiam zakupów z głęboko skrywanymi problemami natury psychologicznej i nie śpię w skarpetkach), ale dla siebie. Żeby skupić się na tym, co się ma i trochę dłużej pomyśleć nad tym, czego się chce. Nie zamierzam zgolić głowy i zapisać się do klasztoru, bo lubię swój styl życia i absolutnie kocham swoją pasję. Nie uważam też, że jest marnotrastwem czasu i pieniędzy. Ale zwyczajnie potrzebuję wcisnąć pauzę. I nawet nie jest mi smutno, czuję się wręcz bardzo podekscytowana. 


Będę Wam zdawać relację ze swoich postępów. Czuję się wręcz zobligowana do tego, żeby się nie poddać. W międzyczasie będę dla Was recenzować dużo rzeczy ze swojej kolekcji.

Musieliście sobie kiedyś radzić z zakupowym odwykiem od czegoś? Jakieś przemyślenia, rady, wskazówki? Gorąco zachęcam do zabrania głosu w dyskusji!

Digga.

16 komentarzy:

  1. Kiedyś miałam bana na kupowanie lakierów do paznokci, co jest o tyle śmieszne że ledwo dobijałam wtedy do 40 sztuk. Odwyk gówno dał jak widać :D
    Niedawno poczułam przesyt, jeśli chodzi o kosmetyki. Nie obrałam żadnej taktyki, chyba włączył mi się zdrowy rozsądek i jak mnie kusi żeby wejść do MACa i wymienić niecałą stówę na Russian Red, to pukam się w czółko i przypominam sobie o przyzwoitej jak na Catrice czerwieni, jaka moją kolekcję zasila. Ewentualna przeprowadzka też potrafi doprowadzić człowieka do porządku, ja na samą myśl o przenoszeniu dobytku życiowego słabnę. Ale tu raczej o ubrania i inne graty mi chodzi; mam zawrotną ilość perfum w postaci dwóch flakonów. W dodatku przestawienie się na bezzapachowe kosmetyki pielęgnacyjne dla atopików sprawiło, że potrafię czuć nawet zapach bronzera na swojej twarzy, więc po inne zapachy nawet nie sięgam bo chyba bym umarła na migrenę ['] Tutaj proszę o chwilę ciszy, jeżosolidarni 2016.
    Z drugiej strony, po dziewięciu latach użytkowania znowu czuję jak pachnie Kenzo Amour, więc ma to swoje zalety.

    Może to będzie głupie pytanie laika, ale czy perfumy mogą się przeterminować? Bo nie wiem, czy Poeme od Lancome których flakon rozbiłam matce z latach '90 to tak od samego początku walił, czy kilka lat przechowywania w suchym i chłodnym miejscu zrobiło swoje. Tak się zastanawiam na wypadek jakbym trafiła kiedyś na jakąś dawno wycofaną perełkę (chociaż mogłabyś mi taką podstawić pod nos, a ja bym się nie zorientowała że coś jest na rzeczy; orientowanie się w limitowanych seriach Essence szło mi lepiej, he he).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się trochę minęłam z tematem bo na początku to ja coś innego chciałam, ale o tym może porozmawiamy jak się wyśpię.

      Usuń
    2. Hm, generalnie perfumy nie mają daty przydatności. Fakt, przechowywanie jest tu rolą kluczową (nie dla ciepłych, nasłonecznionych wilgotnych miejsc), ale dziwi mnie, że skoro był w miejscu suchym i chłodnym, to coś wydaje się być z nim nie tak.

      Poeme przeszło reformulację i nie pachnie już tak intensywnie, ale na wszelki wypadek powąchaj egzemplarz w perfumerii i daj znać, choć jak na moje oko, to nic z nim nie jest, po prostu jest moc, a i nie każdy go lubi. Mam kilka dużo starszych egzemplarzy i wszystko jest z nimi okej.

      Strasznie Ci współczuję tych migren. Nie wyobrażam sobie życia w ten sposób, dosłownie.

      A sen się nam obu przyda ;-)

      Usuń
    3. Z nim wydaje mi się coś nie tak, bo ja go po prostu nie znoszę :D Nie pomaga mi w tym przyjaciółka, która ten zapach lubi i używa.

      Co do wrażliwego nosa - ktoś mi ostatnio powiedział, że z takim zapachem mogłabym w perfumach robić ale umówmy się, do tego trzeba jeszcze trzeba mieć wiedzę. O, właśnie. Może Ty mi powiesz: czy to ogórek jest zazwyczaj używany we wszystkich perfumach 'idealnych na lato'? Nie znoszę tego charakterystycznego zapachu jaki unosi się wiosną, latem i wśród niektórych jednostek jesienią, zimą i zawsze :f

      Pees, właśnie się obudziłam.

      Usuń
    4. Refleks szachisty :D

      Tak, to jest ogórek. Mój wróg numer jeden.

      Usuń
    5. Ue tam, idealnie miesiąc! Zazwyczaj jestem zajęta leżeniem i patrzeniem w sufit, później nadrabiam internety hurtem.

      Ogórek, a jednak. Dobrze jest móc nazwać swojego wroga. Nienawidzę go z całego swojego mrocznego serduszka.

      Usuń
  2. Powodzenia! Wyobraź sobie, jaka będzie radocha jak z pełnym portfelem wparujesz w maju do perfumerii... ;)

    Tak jak czasem zazdroszczę pięknych i pełnych kolekcji, tak akurat doceniam fakt, że w zasadzie problem perfumowego zakupowego szaleństwa mnie nie dotyczy. Wiadomo, czasem pozwalam sobie na grzechy, ale generalnie jestem wybredna jeśli chodzi o flaszki i odporna na kuszenia. Można powiedzieć: permanentny odwyk, tylko że w sumie nie wymaga ode mnie większych poświęceń. Kiedyś napisałam notkę o moim dość nietypowym na perfumoholika podejściu, ale wydała mi się nie wystarczająco dobra, może kiedyś wrócę do tematu...

    Fajnie brzmią te małe apteki, mimo niesympatycznych pań. ;) A i szafka zacna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem dość wybredna, ale tutaj jest duuuuuużo kuszenia ;)

      Usuń
  3. Przede wszystkim - 174 flakony. WOW!

    Trzymam kciuki! Wszystko masz dobrze zaplanowane, po prostu musisz być silna i na pewno się uda :) Wyobrażam sobie, jaki będzie piękny payback time po odwyku :D Mam nadzieję, że stworzysz wtedy cały wpis na temat tego, co kupisz po odwyku. Będę niecierpliwie czekać na wieści :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No co ja mogę dodać? Sama nigdy nie byłam na takim odwyku, tylko miałam dwuletnią przerwę od perfum (zdradziłam je na rzecz ciuchów, ale więcej nie powtórzę tej zbrodni. Btw, po co mi 22 pary spodni?). Natomiast jeśli chodzi o Ciebie kochana, to trzymam kciuki:) Będzie szał, jak się zakończy Twój odwyk:) Uważam też, że to bardzo zdrowe podejście i masz dobre powody ku temu. Podziwiam osoby, które to wytrzymują :D
    Ostatnio na blogu Edpholiczki przeglądałam Waszą kolekcję i zainspirowała mnie ona do kupienia Iris Noir od YR, bo to ostatni dzwonek na upolowanie go w dobrej cenie, a bardzo cenię ten zapach:)

    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iris Noir to potęga. Uwielbiam ten zapach. Szkoda, że go wycofali. Masz rację, poluj, póki nie osiągnie astronomicznych cen.

      Usuń
  5. Hue, hue, już widzę ten odwyk :D. W każdym razie trzymam kciuki. Ciekawa jestem, co zamierzasz złapać w Polsce.
    Aaa, przekonałam się do Truth or Dare Naked (kojarzą mi się z rodzynkami w rumie, no i nikt nimi nie pachnie :D). Zamierzam nawet zaryzykować zakup białej wersji. Niech stracę :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinszować! Jest coś rodzynkowego w Naked. Białą wersję radzę wcześniej przetestować, to takie stężenie białych kwiatów, że głowę może urwać.

      Usuń
    2. Nie mam gdzie. ToD kosztują 30 zł na Alledrogo, przeżyję. Jak coś to wcisnę jakiejś ciotce :D.

      Usuń
  6. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

    OdpowiedzUsuń